Jak na autostradzie można wyprzedzić tramwaj

podróż do Polski autokarami obfituje w ciekawe obrazki ...

DrEaKmOrE : Dobczyce : Listy z Akwizgranu : Tramwaj

Drodzy Czytacze!

Wasz z łaski bożej korespondent wagabundujący w oddaleniu od ojczystej ziemi postanowił znów osadzić na parę chwil swe palce na klawiaturze komputera. Jako, że oddalenie dzielące mnie od Was jest raczej spore, to przychodzi mi czasem pokonać tę odległość jakimś środkiem transportu. Wybór padł na jedną z linii autokarowych łączących Kraków z Aachen. Wyobraźcie sobie, że podroż trwa blisko 22 niekończące się godziny a autokar przecina w tym czasie Niemcy na wskroś i pół Polski. Dzielni panowie kierowcy i pani lub pan pilot autokaru dokładają wszelkich starań, żeby umilić pasażerom podróż. I faktycznie nie mogę narzekać, zawsze coś się dzieje. A to drobiazgowa kontrola graniczna, a to grupka robotników wracających do domu i świętujących przyjazd kilkoma litrami wódki (wyjazd z domu dziwnym trafem też się świętuje) i cała masa innych ciekawych wydarzeń, których nie ma sensu tu opisywać. Jedno zdarzenie chciałbym jednak Wam trochę szczegółowiej opowiedzieć.

Było to całkiem niedawno. Wracałem do Polski jak zwykle znajomym autokarem. Sunęliśmy z jednostajnym usypiającym szumem po autostradzie. Był już środek nocy i po obejrzeniu miłej niespodzianki, jaką przygotowała dla nas załoga autokaru, czyli jakiegoś nudnego filmu nagranego na taśmę video z polskiej telewizji (pewnie w któreś święta) większość pasażerów odwróciła się tylną stroną ciała do swoich współpasażerów i poczęła wydawać charakterystyczne nocne odgłosy. Było strasznie duszno, pewnie klima nie wyrabiała. Po moim czole co jakiś czas ściekała stróżka potu. Nie mogłem zasnąć. Wzrok utkwiłem w czerwonych cyfrach elektronicznego zegarka znajdującego się nad fotelem kierowcy. Wskazywał on jakąś abstrakcyjną godzinę. Pomyślałem, że przecież siedzący pod zegarkiem pan Tadzio, Kazio, czy może Waldek panuje nad wozem i (jak zapewniała pilotka) bezpiecznie dowiezie nas na miejsce. No więc, skoro już się uspokoiłem, to czemu nie mogę spać? No nic - postanowiłem spróbować. Mój współpasażer zachrapał basowo. Przymknąłem oczy i czekałem aż sen przyjdzie. I sam nie wiem, czy przyszedł, czy to co zobaczyłem było tylko sennym majaczeniem ... ale chyba jednak jawą. W pewnym momencie bowiem odwróciłem głowę w stronę okna. Oczy mimochodem otwarły się i ...... za oknem na równi z pędzącym autobusem zobaczyłem ... TRAMWAJ ... słowo daję. Najnormalniej na świecie wyprzedzaliśmy na niemieckiej autostradzie tramwaj, który sunął tak mniej więcej sto na godzinę. Jak babcię kocham ... nie zmyślam! W dodatku wyglądał jak tramwaj widmo - brak motorniczego i pasażerów. Latający Holender czy ki piernik? Z lekkim niedowierzaniem odprowadziłem pojazd szynowy zaskoczonym i niewyraźnym wzrokiem. Spojrzałem przed siebie i nie było wątpliwości .... dalej jechaliśmy autostradą. W głowie zaczęło jednak trochę jaśnieć. No tak! Eureka ! pomyślałem ... i chyba prawie krzyknąłem, przecież okna tego tramwaja były na tej samej wysokości co nasze, a wiec jakoś wysoko. No tak zaćmienie umysłu (tak to sobie wytłumaczyłem). Przecież po autostradach wozi się różne rzeczy, więc dlaczego nie miał by to być wagon tramwajowy? Po prostu wyprzedziliśmy ogromnego TIRa wiozącego na wielgachnej lawecie miejski pojazd szynowy zwany popularnie tramwajem. Wyprostowałem się na fotelu i pomyślałem, że jestem prawie jak Sherlock Holmes w swojej dedukcji ... no dobra .. może jak Dr Watson.

Ale sami powiedzcie jak Wy zareagowalibyście na taki obrazek. Nie jest bowiem rzeczą codzienną wyprzedzanie tramwajki na autostradzie.

Takie właśnie sceny można przeżyć przemierzając niemieckie autobahn'y na pograniczu snu i jawy w pozycji "autokarowej" .... śpiąco-nieśpiacej, siedząco-nieleżącej. Więc jeślibyście kiedyś zapragnęli odwiedzić mnie w Krainie Deszczowców, to obowiązkowo wskakujcie do autobusu ... i w drogę .....

Szczęśliwej podróży życzy Wam wasz nieustający korespondent.

T. Wagabundo


Dodaj komentarz | Dodaj nitkę