Nie mylcie Drodzy Czytelnicy słowa ,,Karneval'' z polskim Karnawał, bowiem mianem tym określany jest w Niemczech (a w szczególności w NRW) kilkudniowy okres rozpoczynający się w Tłusty Czwartek (Fett Donnerstag) a kończący w poniedziałek przed Środą Popielcową (Aschermittwoch). Najbardziej świętuje się w trzech miastach Nadrenii - Północnej Westfalii: Kolonii, Duesseldorfie i Akwizgranie.
O co w tym wszystkim chodzi? Ano chodzi przede wszystkim o to, żeby dać czadu przed Wielkim Postem ... i to tak, żeby móc o tym opowiadać aż do Niedzieli Palmowej. Byłem naocznym świadkiem części tego ,,przedstawienia'' i nie wiem czemu od razu skojarzyłem sobie to wszystko ze studenckim świętem w Polsce, a mianowicie z Juwenaliami. Otóż Niemcom wolno w tym czasie wszystko ... przeciwnicy tego niemieckiego rozpasania twierdzą nawet, że zdrada małżeńska dokonana w Karneval'e się po prostu nie liczy (mówiąc po szkolnemu)... Tak więc począwszy od Tłustego Czwartku wytaczają się na ulice hordy nabzdryngolonych i poprzebieranych Niemców i bawią się na całego ...
Ale po kolei. Czwartek nazywa się tu też Altweiberfastnacht - czyli Ostatki Starych Bab. Na Starym Mieście w Aachen grasują wtedy wymalowane (może dla niepoznaki) stare babsztyle, które czyhają na młodych, eleganckich mężczyzn. Mają one koszyki i ogromne nożyce, których nie wahają się użyć, jeśli młodzian okaże się mieć na sobie krawat. Tak więc biada okrawatowanym młodzieńcom, którzy wpadną w łapy starych wiedźm. Ale nie jest tak źle. Czasem przebranie może okazać tzw. zmyłą i wówczas można zostać obdarzonym wdziękami kobitki niczego sobie. Mnie się niestety nie udało. Gdy dostrzegłem co się święci, chociaż nie miałem krawata, dałem dyla w boczną uliczkę ...
Od tego momentu zaczyna się prawdziwe szaleństwo. Knajpy pękają w szwach, ulice wyglądają jak po przejściu huraganu, a ludzie - hmmm, przeczą prawom grawitacji ...
Przez cały weekend miasto staje się jedną wielką imprezownią. Po weekendzie przychodzi kulminacyjny moment - Rosenmontag (Różowy Poniedziałek przyp. aut.). W miastach odbywa się PARADA. Oczywiście jest to dzień wolny od pracy (wtorek z resztą też, bo kto po takiej balandze byłby zdolny efektywnie pracować). Jeśli ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy brał udział w KOROWODZIE JUWENALIOWYM lub go widział, to może sobie wyobrazić jak może wyglądać ta parada. Ale dla tych, którzy nie mają bladego pojęcia napiszę trochę. No więc, przez całe miasto przewala się kawalkada różnego rodzaju pojazdów, na których siedzą uchachani ludzie i krzycząc na całe gardło ALAAF (w Aachen), HELAU (w Kolonii) i jakoś podobnie w Duesseldorfie, rzucają na stojących przy trasie przejazdu gapiów tony słodkości nazywanych KAMELE (przeważnie cukierków). Oczywiście w dobrym tonie jest popijać przez całą drogę jakiś alkoholowy napój, więc przy okazji przechodniom też się dostaje. W efekcie służby miejskie mają co robić przez kilka dni (a zaczynają od razu - przecież: Ordnung muss sein!). Następnie tłumy rozchodzą się. Jedni (bardziej zmęczeni) wracają do domu, a inni (spragnieni dalszych przygód) obstawiają okoliczne knajpy. Widok w każdym razie jest powalający. Ojcowie rodzin, piastujący wysokie stanowiska, a także matki mogące również stać wysoko w hierarchii społecznej idą, słaniając się na nogach i śpiewając przyśpiewki rodem z polskiego Disco Polo, przebrani za świnki, króliczki, budki telefoniczne, papugi, osły, braci Marx i co byście sobie tylko mogli wyobrazić i wyrzucają resztki cukierków w normalnych, przyglądających się im z pobłażliwością przechodniów.
Muszę tu nadmienić, że stroje Karneval'owe przygotowywane są przez cały rok. Powstają nawet stowarzyszenia i grupy, które organizują dla siebie przejazd przez miasto. Wybiera się ponadto Księcia i Księżną Karneval'u, którzy jadą na czele kawalkady. Widok jest iście groteskowy, bo widując na co dzień tych samych ludzi, którzy pielęgnują niemieckie umiłowanie porządku, trudno jest uwierzyć, że mogą oni na moment zerwać z tym stereotypem i naprawdę dać czadu!
Wtorek - miasto już umilkło i tylko krzątające się służby miejskie przypominają o minionym szaleństwie. Jestem na Rynku i przyglądam się ich sprawności działania. Dookoła roznosi się dziwna woń. Wydaje mi się, że jest ona mieszanką resztek cukierków i rozlanego na bruk piwa i wina. Napatrzyłem się już, ale dlaczego nie mogę się ruszyć??? No tak, przykleiłem się do chodnika ... hehe ... Możecie wierzyć lub nie, ale dopiero po kilkudniowych opadach deszczu buty przestały się kleić do bruku na aacheńskim Rynku.
No i środa - Popielec. Niemcy idą przypomnieć sobie o powadze chwili i o tym, że przez kolejne 360 dni będą musieli miłować porządek i dochowywać wierności małżeńskiej. A zatem jeśli kochacie szaleństwo, lubicie się przebierać (karnawałowo oczywiście) i nie stronicie od alkoholu, to wpadnijcie do Nordrhein Westfalen na Karneval .... ZAPRASZAM !
Wasz korespondent nad-zwyczajny z Krainy piwem, winem i cukierkami płynącej
Wagabundo