Drodzy Tiganowidzowie,
Wybaczcie długą nieobecność, ale niestety przyziemne sprawy nie pozwoliły mi na bieżąco relacjonować moich spostrzeżeń. A jest ich trochę. Od czego by tu zacząć? Hmmm...
Taaak... wiem! Opowiem Wam o ZIMIE w Aachen. Jest to zjawisko raczej niespotykane w prastarej stolicy Europy, ale jednak czasem ma miejsce. Aachen leży w strefie oddziaływania ciepłego prądu atlantyckiego -- tzw. Golfsztromu. Zima wygląda wiec tu jak jesień i trzeba być przygotowanym na zjawisko wodnego opadu atmosferycznego w każdym momencie. Nawet jeśli wydaje wam się, ze oto zaczyna się pogodny dzień, to nie ufajcie złudzeniu, w kilka minut później będziecie nerwowo poszukiwać ciepłego kaloryfera, na którym można rozwiesić przemoczone do suchej nitki rzeczy. Temperatury tez są łagodne i w najzimniejszym miesiącu dochodzą nawet do ZERA stopni Celsjusza. Sami widzicie. Żadnych szans na ulepienie bałwana, rzucanie się śnieżkami czy tez jazdę na sankach..... ale.....
Tym większe było moje zdziwienie w ostatni piątkowy wieczór. W dzień zrobiło się bardzo zimno jak na Akwizgranski klimat. Ludzie przyjmowali najróżniejsze pokurczone figury czekając np. na autobus, bo zwyczajowo założyli na siebie tylko lekkie kurteczki. Prawie widziałem jak odpadają im odmrożone uszy, nosy i inne części ciała. Niebo było jednak czyste. Zapadł zmrok i nic nie zapowiadało niespodzianki... Około 18:30 zdecydowałem trochę rozruszać stare kości i pójść na hale sportowa trochę poćwiczyć. No i wyobraźcie sobie wychodzę z domu i widzę scenę rodem z filmu "Święty Mikołaj i renifery"... Wszystko białe, śnieg... wszędzie śnieg ....... duuuuzo śniegu. Rzuciłem się w kierunku Matki Gleby, żeby zbadać organoleptycznie czy aby jakieś omamy mnie nie dopadły, ale nie - była to najprawdziwsza woda w stanie fantastyczno-śnieżnym. Pobiegłem wiec na hale sportowa waląc śnieżkami do wyimaginowanych przeciwników, którzy nie stawiali oporu... W drodze powrotnej było jeszcze wspanialej. Mnóstwo śniegu okryło wszystko. Pomimo późnej pory słychać było krzyki dzieciarni, która gdzieś w sąsiedztwie budowała ogromnego bałwana i obrzucała się śniegowymi kulkami. Ja tez nie próżnowałem. Poczęstowałem po drodze do domu pociskiem śnieżnym każde drzewo, latarnie, słup i znak drogowy jakie tylko były w zasięgu mojej broni.
Po przyjściu do domu postanowiłem, że rano wstanę i uwiecznię te piękną i rzadko spotykana w Aachen zimę. Przygotowałem aparat fotograficzny i zasnąłem z uśmiechem na twarzy... Rano obudził mnie dziwny stukot w szybę mojego okna. Zaniepokojony szybko wyskoczyłem z łóżka.... NO TAK !!!! Mogłem się tego spodziewać.... Po zimie nie było ani śladu!!! Byłem zdruzgotany i zacząłem się zastanawiać, czy aby nie przyśniło mi się to wszystko... Gdzie są te drzewa i krzewy otulone białym puchem, gdzie bałwan i wojny na śnieżki.....?! Niestety, za oknem zobaczyłem tylko gigantyczny prysznic lejący się z nieba... Cóż! Wzruszyłem bezradnie ramionami, schowałem aparat fotograficzny i poszedłem spać dalej...
Ale z jednego się cieszę ? widziałem zimę w Aachen. To nic, ze trwała kilka godzin... Powiedzcie innym, jeśli Was zapytają, ze istnieją zimy w Aachen, lecz są one baaaardzo EKSPRESOWE !
Pozdrawiam Was z Krainy Deszczowców
T. Wagabundo