Czołem ludziska! Wreszcie mogę pisać do Was jak Pan Bóg w Polsce przykazał ... Nie mogę się co prawda łączyć ze Światem ON LINE, ale cierpliwości ... ! Myślałem co Wam skomponować, ale moja Muza ostatnio uleciała gdzieś w przestworza. Niemniej jednak postaram się wpaść w trochę świąteczny nastrój i wyświetlić parę ciekawych zwyczajów adwentowych zasłyszanych bądź podpatrzonych w Akwizgranie.
Na początek słowo wyjaśnienia. Aachen leży w tej części Niemiec, gdzie przeważają katolicy. Trudno jednak powiedzieć, czy bożonarodzeniowe obyczaje są wymysłem katolickiej części populacji tego regionu, czy też może ewangelickiej. Tego śledztwa nie przeprowadziłem, ale myślę, że nie będzie to Wam specjalnie przeszkadzało. Niemcy, w swoim umiłowaniu porządku, uwielbiają jednak przed świętami zagracać swoje mieszkania milionami ozdób, które wieszają gdzie się tylko da. Jest to miłe dla oka, gdy przechodzi się obok przystrojonych kolorowo kamieniczek.
Początek okresu "radosnego oczekiwania" jest tutaj świętowany w ciekawy sposób -- familijnie. W porze poobiadowej cała rodzina siada za stołem, na którym zapala się świece i w półmroku spoglądając na "światełko nadziei" wypija się filiżankę kawy. Nie jest to właściwie nic wielkiego, ale każdy uświadamia sobie w tej krótkiej medytacji, że za trzy tygodnie przeżyje najradośniejsze w roku święta -- Święta Bożego Narodzenia.
Początek adwentu wiąże się także z innymi ciekawostkami. Jedną z nich jest tzw. Adwentskalender. Widziałem na własne oczy dwa jego rodzaje. Zjawisko to polega na znanym w Wojsku Polskim odcinaniu kuponów, czyli odliczaniu dni do końca służby. W tym przypadku jest podobnie, tylko nieco przyjemniej. Dni liczone są od początku adwentu do Wigilii. W pierwszym przypadku kalendarz ten ma formę pudełka z namalowanym krajobrazem zimowo-świątecznym i 24-ma drzwiczkami, które otwiera się każdego dnia wyciągając ze środka czekoladkę i .... jak myślicie co? Dobrze się domyślacie! Na tym polega "radosne oczekiwanie". Druga odmiana kalendarza działa na tej samej zasadzie. Budowa jest jednak zgoła inna, powiedziałbym niecodzienna. Otóż pod lampą w kuchni (lub w pokoju) wiesza się na wstążkach słomiany wieniec, z którego zwisają 24 skarpetki!!! napełnione..... oczywiście, czekoladkami. Kiedy ujrzałem podobne kuriozum wyraziłem obawę co do zdrowia posiadacza tego czasomierza. Odetchnąłem z ulgą, kiedy dowiedziałem się, że do tego celu używane są produkty tekstylne nieużywane na co dzień. Co by nie mówić, to jednak mają ci Niemcy poczucie humoru - nie?
Kolejny miły zwyczaj, który przyjął się również u nas, to Weihnachtsmarkt, czyli przedświąteczny jarmarek. Nieprzeliczone tłumy ludzi mówiących wszystkimi językami spod Wieży Babel bankrutują w tym miejscu chcąc sprawić swoim bliskim świąteczną niespodziankę. Obowiązkowe jest oczywiście zagrzanie się, czyli "strzelenie" przynajmniej jednego garnuszka Glühwein -- popularnego u nas GRZAŃCA. W rozluźnionym stanie lepiej można lawirować w labiryntach pomiędzy kolorowymi straganami. Wewnątrz bardzo mili sprzedawcy zachęcają do wykonywania szerokich gestów rękami uzbrojonymi w wypchane portfele. O te skarby dbają również miłośnicy cudzego mienia. Stąd też z megafonów co jakiś czas rozlega się uprzejmy głos rozpoczynając od słów: "Hier spricht POLIZEI ...". Przypomina on zabieganej klienteli w najważniejszych językach świata, żeby pilnowała swych bogactw, bo lepiej pieniążki rozsądnie wydać niż bezpowrotnie utracić.
Asortyment dostępny wewnątrz kramów nie odbiega zbytnio od krakowskiego, ale zdarzają się też perełki, dzieła sztuki i specjały Aachen, których nigdzie indziej nie można kupić. Tutejszym specjałem są sogennante Aachener PRINTEN. Ja po odkryciu tego specjału stwierdziłem, ze to zwykłe pierniki z Akwizgranu. Nic bardziej mylnego -- to unikalna receptura, opracowana za czasów Karola Wielkiego. Pierwszy kontakt jest zabójczy, tzn. można sobie na tych niesamowitościach połamać zęby. Wtedy należy posłuchać mądrych akwizgrańczyków, którzy radzą przed konsumpcją odpakować printeny i zostawić je na noc na stole, bez obawy, że dzieci zjedzą. Rankiem można zasmakować mięciutkich pierniczków, które mają rzeczywiście unikalny smak. Na początku mojego pobytu uwielbiałem przechodzić w wąskich uliczkach obok cukiernio-piekarni skąd dochodziły przyprawiające o zawrót głowy zapachy. Zachodziłem wtedy w głowę, co może być źródłem tak wspaniałej woni -- no i okazało się......... właśnie PRINTENy. Jeśli traficie kiedyś do Aachen, to po wykonaniu rundki po okazałych zabytkach nie zapomnijcie o wciągnięciu nosem powietrza unoszącego drobinki tego fantastycznego smaku...
Na zakończenie dodam do tych świątecznych klimatów jeszcze coś -- koncerty. Akwizgran nie posiada tyle kościołów co Kraków, a w tych które posiada wierni nie gromadzą się szczególnie tłumnie na mszach -- dziwnie wygląda ta ich pobożność. Uwielbiają za to przychodzić do tych świątyń w celu spożycia pokarmu dla duszy w postaci muzyki. Nie ma weekendu, żeby w jakimś (często w wielu) kościele nie dudniły organy, zawodziły basy i tenory chórów czy lekko płynęły dźwięki kwartetu smyczkowego. Jest to przeważnie za FRIKO, ale zwykle po spektaklu odbywa się zwyczajowa SPENDE -- składka... Nie mniej jednak warto brzęknąć monetą za te harmonijne dźwięki przyprawiające nas o ekstatyczny dreszczyk.
Piękne jest świąteczne Aachen, ale Święta spędzone na obczyźnie nigdy nie będą smakować tak samo jak te, spędzone w rodzinnym gronie ... czego Wam wszystkim serdecznie życzę! Do następnego sprawozdawania...
Wesołych Świąt i do Siego Roku!
Tomek
Wasz korespondent z Akwizgranu
Jeśli chodzi o serwowane za zachodnią granicą pierniki, nie ma to jak norymberskie Elisenlebkuchen - takie duże(pięciopiernikowa paczka waży funta) oblane czekoladą i z opłatkiem doklejonym pod spodem-przepychota, choć pewnie tuczące. Ale polecam
-- Grzegorz Mucha, 18 grudnia 2000