Ireneusz Żuławiński
Wieczorem na Rynku, tu, gdzie Urząd Miasta się mieści
Każdy kto tu się znajdzie nowe przynosi wieści
o mieście mym przecudnym
i nie tak bardzo ludnym.
Tutaj młodzi ludzie na ławeczkach
rozmawiają o innych małych miasteczkach.
Czasem jakieś auto z daleka przyjedzie
i po krótkim postoju odjedzie.
Bliżej baru ,,Mozaika''
tworzy się kolejna nowa bajka.
Czasem tu jakiś pijaczek przejdzie
i do domu, zataczając się, drogę znajdzie.
Ale ja na to uwagi nie zwracam
i postanawiam, że do domu wracam.
Po drodze kolegów spotykam
i o kawałek gałęzi się potykam.
Mówią mi oni, żebym szedł z nimi na Górę Zamkową
która wieczorem jest młodzieży ostoją.
Nie idę tam z nimi. Dalej podziwiam moje miasto nocą,
nad którym czasem nocne ptaki przelecą.
Siadam teraz przed ,,Snackbarem'',
który jest jakby okularem
przez który można podziwiać miasto
albo na drzewie naprzeciw ptasie gniazdo.
Czasem jakiś liść z drzewa zleci
i na wysoką trawę poleci.
Ćmy zaś przy lampach kumulują się gromadnie.
Czasem jakaś przypali skrzydełko i na ziemię spadnie.
Dzienne ptaki już na drzewach śpią
i o następnym dniu śnią.
Patrzę teraz nad siebie
gdzie widać na niebie
dużo gwiazd, gwiazdeczek
okalających nasz dobczycki zameczek.
Czasem księżyc spoglądający zza chmur
oświetla mojego bloku mur.
To przypomina mi, że najwyższy czas wracać do mego mieszkania,
w którym zasnę, i w którym znów przebudzę się z rana.