Piękno Gruszowa

DrEaKmOrE : Forum dyskusyjne DrEaKmOrE : Gruszów : Wątek
Powiadamiaj mnie o nowych odpowiedziach
Zdarzyło mi się być ostatnio Gruszowie i wyjechałem stamtąd zaskoczony i zachwycony.Czym? Wzorowym porządkiem wokół kościólka,miniaturą i Chrystusem frasobliwym-to sprawy ducha- i sprawy ciała: kortem,który istnieje już od dawna ale przede wszystkim pięknym stadionikiem.I sztuczną trawą,i wzorowym porządkiem.Bardzo mnie to ucieszyło,że się tam tyle rzeczy dzieje,jak słyszę,ża sprawą i dzięki zabiegom Księdza Proboszcza Szczere gratulacje.Szkoda tylko,że na tych obiektach nie było nikogo,kto by z nich korzystał.Przypuszczam jednak,że czas żniw nie sprzyja sportowi,ale jesli się te obiekty upowszechni,rozreklamuje- mozna będzie nie tylko dać sportową radość młodzieży gruszowskiej, ale i-za opłatą-ludziom z zewnątrz.Czytamy,że powstało kilka gosodarstw agroturystycznych,przybędą więc wczowicze..Upowszrchniajmy więc ten nasz Gruszów gdzie się da.Pozdrawiam wszystkich forumowiczów i miłosników Gruszowa.FiS

-- Franciszek Lisowski, 31 lipca 2007

Odpowiedzi

Wielu z nas zdarza się tam bywać, by uczcić bliskich i przodków oraz znajomych, przyjaciół i sąsiadów, ku pamięci. Mam na uwadze parafialny cmentarz. Czym nas zaskoczył Gruszów? W pozytywnym znaczeniu, kolejnym osiągnięciem jak na warunki wiejskie, zadbanym cmentarzem z odrestaurowaną kaplicą. Z grzeczności nie wymieniam zasłużonych po nazwisku. Takiego Antoniego było nam potrzeba. Systematycznie bywam na szkolnej strone internetowej, podziwiam i cieszę oko. Takiej Pani było nam potrzeba. I w tym również jest swoiste piękno naszego Gruszowa. Co do określenia- potrzeba, zapewne w Gruszowie powiedzianoby- TRZA!Zatem trza tak trzymać!

-- Mieczysław DEJ, 9 grudnia 2007

Poniżej treść ze strony Bartosza Wajdy- genealogia:"...Poszukuję informacji o pieśni. oja babcia ze strony mamy Zofia Czupidło zd Jamka urodziła się i wychowała w Gdowie w powiecie wielickim pod Krakowem. W 1936 roku w wieku 16 lat po powodzi rzeki Raby, wraz z rodzicami i rodzeństwem wymigrowała na Pomorze. Zamieszkała w miejscowości Linowiec w powiecie chełmińskim w dawnym województwie toruńskim. W swoim długim życiu w trakcie licznych domowych prac śpiewała piosenkę (nie zawsze do końca), trwało to nawet pół godziny. Piosenka miała około trzydziestu zwrotek! Opowiada ona historię pewnego młodzieńca, którego niezbyt zamożni rodzice posłali do szkół i łożyli na jego utrzymanie. Ten jednak nie pomógł im w potrzebie na dodatek roztrwonił cały majątek. Kiedy wrócił do rodzinnej naprawić swój błąd i wspomóc rodziców było już za poźno...

Pomimo wielu prób nie udało mi się zapisać całego utworu. Niestety moja babcia już mi w tym nie pomoże... Udało mi się zachować jedynie początkowe dwie zwrotki. Pozostałą część utworu pozyskałem dzięki pomocy Pani Teresy P., która się ze mną skontaktowała i nadesłała dalszą część. Piosenka wciąż nie jest kompletna i nadal nie wiem, kto jest autorem i jaki ma tytuł. Raczej jest to pieśń ludowa, folklorystyczna związana z kulturą regionalną Małopolski, więc trudno o autora. A może ktoś zna cały utwór?

Dzięki współpracy z Panią Teresą P. opracowałem jedną z możliwych wersji pieśni. Brakuje jeszcze kilku fraz. Pani Teresa przypadkiem natrafiła na stronę parafii w Żmiącej, na której znalazła słowa poszukiwanej piosenki. Teraz posiadam dwie całkowicie różne wersje, różniące się nie tylko (jak przy wcześniejszych wersjach) pojedynczymi słowami, sylabami, ale i także niektórymi zwrotkami. Jednak obie wersje pieśni opowiadają tą samą historię. Stara wersja pieśni, którą opracowałem dzięki pomocy Pani Teresy. Po prawej stronie zamieściłem pełną wersję pieśni, którą można także znaleźć na wspomnianej stronie parafii p.w. Najśw. Serca Pana Jezusa w Żmiącej.

Teoretycznie moje dość długie poszukiwania zakończyły się. Mam jednak nadzieję, że ta dość popularna małopolska pieśń została utrwalona w jakimś niekoniecznie naukowym opracowaniu..."

-- Mieczysław DEJ, 15 grudnia 2007


Treść pieśni na stronie:http://wajda2002.republika.pl/gify/piesn.gif

-- Mieczysław DEJ, 15 grudnia 2007

W lokalnej gazecie, Nr.9 z 2006 roku, Pani B. Miąsko zapisała niżej dołaczone wspomnienia mieszkanki Raciechowic. Skąd Franciszku my to znamy? Święta już nie takie i bukty nie ma kto upiec. A może w Gruszowie jeszcze zachowały się wspominane zwyczaje, czyli PIĘKNO Z TAMTYCH STRON, PIĘKNO GRUSZOWA?- "CO SŁYCHAĆ W RACIECHOWICACH". "WIGILIA MOJEJ MŁODOŚCI" Pytanie to w tym roku zadałam, mieszkance Raciechowic, Pani Krystynie Kędryna. W odpowiedzi usłyszałam, dzień rozpoczynał się bardzo wcześnie, wszyscy domownicy przystępowali chętnie do pracy, wróżyło to posłuszeństwo i pracowitość przez cały rok. Każdy starał się nie wszczynać kłótni, żeby kłopoty i spory omijały rodzinę. Gospodarz musiał naszykować jedzenia dla całego inwentarza żeby w Boże Narodzenie wykonywać jak najmniej czynności. Gospodyni piekła placki, bukty i przyrządzała obiad wigilijny. Nie zawsze było dwanaście dań, zależało to od dostatku w rodzinie. Najwięcej potraw było z grochem, kaszą, kapustą i grzybami. Był też kompot z owoców suszonych i uszka z grzybami. Wspomina Pani Kędrynowa, post w tym dniu był ścisły, my jako dzieci przez cały dzień nie jedliśmy nic, wolno było tylko napić się wody. Dlatego z taką radością witano pierwszą gwiazdkę zwiastującą czas spożywania wieczerzy. Na niebie zabłysła pierwsza gwiazdka. W uprzątniętej izbie, przy mroku lampy naftowej rozchodził się zapach jodłowej choinki, sianka i dymiących potraw. U sufitu drgał wykonany z kolorowych opłatków i bibuły tzw. świat.Cała rodzina przyodziana w odświętne ubranie zbierała się przy wigilijnym stole. Na choince paliły się świece, a we framugi obrazów wtykano po parę słomek tzw. kopy,żeby w przyszłym roku dostatek i urodzaj zapanował w gospodarstwie. Czynność tą wykonywano bardzo umiejętnie, żeby źdźbła nie upadły na klepisko. Ojciec rodziny czynił znak krzyża św. i brał opłatek do ręki. Łamali się nim wszyscy domownicy, dziękując najpierw Panu Bogu, że są wszyscy razem i że chleb jest na stole a potem nawzajem życzyli sobie wszystkiego, co najlepsze. Wielkie to było przeżycie, a jakaż powaga i radość towarzyszyła Wigilii i Świętom Bożego Narodzenia. W zamyśleniu mówi moja rozmówczyni, inne to były czasy, zimy bywały ostrzejsze, mróz malował maleńkie szybki w okienkach a strzechy nisko pochylały się pod ciężarem, śniegu. Za to w izbach pełnych domowników rozbrzmiewały kolędy i pastorałki. Na choince błyszczały jabłka, orzechy, pieczone ciastka i cukierki a nieraz i karpiele owinięte w złotko i bibułę. Całość dopełniały barwne łańcuchy i białe anioły. W Boże Narodzenie, nie wykonywano żadnych prac, nawet obiad był przygotowywany dzień wcześniej. W kościele były dwie msze św. Rodziny spędzały czas w domu, nie wolno było nikogo odwiedzać. Dopiero Św. Szczepan pozwalał na luźniejsze zachowanie. Z chóru kościelnego sypał się owies tradycyjnie święcony w tym dniu a wieczorem wyruszali kolędnicy. Echo przepięknych kolęd niosło się daleko z wioski do wioski. Był zwyczaj, że dziewczyny były okolędowywane, ale musiały jakiegoś grosza dać kolędnikom. Za co piękną kolędą kolędnicy dziękowali. Bywało i tak, że zapłaty za kolędowanie od gospodarzy nie było, wtedy też była pożegnalna kolęda, ale w jej treści ganili skąpego gospodarza. Potem nastała wojna. Czas głodu, grozy i niepewnego jutra. Każdego roku, z radością przytłumioną strachem witaliśmy Bożą Dziecinę. W nadziei, że następne Boże Narodzenie będzie w wolnej Ojczyźnie. Wielki był głód i niedostatek. Nie było cukru, herbaty, mąki i ubrania. Z daleka widać było łuny i zewsząd dochodziły złe wieści, ale zawsze był opłatek, wiara, nadzieja i dobroć drugiego człowieka. A tajemnica Wigilijnej Nocy miała wtedy szczególne znaczenie. B. Miąsko

-- Mieczysław DEJ, 23 grudnia 2007